Moim zdaniem w każdym systemie najsłabszym ogniwem jest, niestety, człowiek. Dopóki głosy będą liczyć ludzie, dopóty będą pomyłki lub nadużycia.
Jeżeli mielibyśmy zinformatyzowany system liczenia głosów, to oprócz oczywistych korzyści również istniałoby ryzyko fałszerstw. Jestem przekonany, że temu można zaradzić. Aby to osiągnąć, nie należy ogłaszać przetargu, ani zlecać napisania takiego systemu zaufanej firmie. Wręcz przeciwnie! Należy ogłosić i rozpropagować pomysł, żeby taki system powstał jako projekt Open Source, czyli kod źródłowy całego systemu byłby bez żadnych ograniczeń dostępny dla każdego, kto zechciałby go obejrzeć. Po co? Po to, żeby każdy mógł przeanalizować ten kod i spróbować znaleźć słabe miejsca, które mogłyby zostać wykorzystane do ataku na system głosowania. Każdy, to potrafi, mógłby wziąć udział w projekcie. Projekt powinien żyć, to znaczy powinno być jakieś forum, gdzie twórcy mogliby wymieniać poglądy na temat rozwiązań zastosowanych w systemie. Jeżeli uczestnicy projektu dowiedzieliby się o jakichś słabościach, wspólnie mogliby przedyskutować i zaimplementować odpowiednie poprawki.
Jestem pewien, że w Polsce jest wystarczająco dużo wysokiej klasy programistów, którzy potrafiliby napisać taki program – za darmo! Przy okazji uniknięto by podejrzeń, że ktoś chce oszukać, bo programiści będący zwolennikami różnych opcji politycznych mieliby motywację, żeby wziąć udział w takim projekcie — również po to, żeby weryfikować pracę innych członków i nie pozwolić na umieszczenie w systemie możliwości fałszowania wyników.
Mając taki system, można by rozważyć nadal równoległe liczenie głosów metodą tradycyjną, ale tylko po to, żeby sprawdzić, czy jednak ktoś nie dokonał ataku na system informatyczny i nie sfałszował wyborów.